czwartek, 2 kwietnia 2020

Lech, Czech i Rus

dobra, miałam to wstawiać chronologicznie tak, jak pisałam, ale po prostu muszę to wstawić teraz xDDD

Kunikida Doppo, założyciel Gildii Polskiej, westchnął ciężko, odchylając się na swoim gamingowym, czarnym fotelu. Zdjął okulary, aby potrzeć palcami nasadę nosa. Z irytacją zmarszczył brwi, gdy do jego uszu ciągle docierało pikanie, oznajmujące o nowej wiadomości na chacie. A kto inny mógłby tyle nawijać, jak nie jego dwaj, głupi bracia?

Oczywiście, w rzeczywistości nie byli braćmi. Aktualnie mieszkali w zupełnie różnych częściach świata - Japonii, Ameryce i Francji - ale poznali się w podstawówce i przyrzekli sobie, że zostaną braćmi na zawsze (choć Kunikida został w to bardziej wciągnięty na siłę). Potem jednak tamci dwaj wyprowadzili się z Japonii, ale by kontynuuować swą znajomość, rozpoczęli rozgrywkę w grze "Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru", która zapewniała ogromny świat, w którym uczestnicy mogli swobodnie budować budynki, miasta, zamki i zakładać gildie. A więc na początku swojej rozgrywki, Kunikida, Atsushi i Dazai trzymali się razem, jednakże po tym, jak padł pomysł założenia gildii, rozstali się - każdy bowiem miał inny plan na jej funkcjonowanie. Mieli więc założyć osobne i konkurować ze sobą, czyja gildia będzie lepiej prosperować.

Oczywiście, że Kunikida, jako ten najmądrzejszy, najsprytniejszy i zdecydowanie najlepszy w strategii, wygrywał w tych zawodach, choć tamta dwójka uparcie nie chciała tego uznać, póki na własne oczy nie zobaczą jego ogromnej, gildijnej rezydencji. W tym właśnie celu wybierali się teraz do niego i zostało mu czekać, aż wielki smok Dazaia (z jakiegoś powodu ten idiota upodobał sobie te stworzenia i stworzył horrendalnie wielką hodowlę, zostając największym dilerem smoków na całym serwerze) przywiezie jego braci na ogromny plac przed zbudowaną z białego marmuru rezydencję. Kunikida miał tylko nadzieję, że nie zniszczą fontanny z delfinem, znajdującej tuż za bramą. Aby móc wypatrzyć ich przybycie, sprawnie pokierował swoją postacią na dach budynku i przykucnął na krawędzi, rozglądając wokół. Już po kilkunastu minutach, gdy w Doppo zaczęła rodzić się nadzieja, iż jednak nie przelecą, na horyzoncie zobaczył ich zielono podświetlone nicki, a także kropeczki na minimapce w lewym rogu.

A więc jednak, pomyślał, wzdychając ciężko i poprawiając spadające z nosa okulary.

Skrzywił się, gdy w słuchawkach rozniósł się potężny ryk smoka, który zawisł nad placem, aby zniknąć. Postacie Dazaia i Atsushiego zeskoczyły sprawnie na ziemię. Po chwili Kunikida, wykonując salto, także skoczył w dół, a krzaki całkowicie zamortyzowały upadek, niczym siano w Assassins Creedzie przy skoku wiary.

:PolKing: Oprowadzę was teraz.

Napisał na chacie i zaraz szybko wcisnął klawisz uniku, gdy Dazai rzucił w niego wziętą znikąd doniczką.

:RuskiSamobójca: xDDDD

Kunikida prychnął pod nosem. Dazai, chociaż starszy od niego o dobre ponad dwa miesiące, zachowywał się dużo bardziej dziecinnie i zawsze próbował go zabić, aby wyrównać ich licznik śmierci w ciągu całej rozgrywki. Osamu oczywiście już od samego początku szukał jak najwięcej sposobów na zabicie się, często wykorzystując do tego także bugi gry.

:PolKing: Rusz się i tyle.

Napisał mu, zirytowany i włączył sprint, aby wbiec do swojej rezydencji. Z zewnątrz wyglądała jak współczesna wersja jakiegoś zamku, zbudowanego z białego marmuru i pełnego kolumn zdobionych w stylu gotyckim. Długie korytarze o przyjemnie kremowych ścianach posiadały sklepienia krzyżowo-żebrowe, dając wrażenie, że budowla jest jeszcze bardziej skomplikowana. Zwłaszcza że w grze normalnie takie konstrukcje nie były dostępne - powstał jednak specjalny program pozwalający zaprojektować własne meble czy inne części potrzebne do budowy.

:CzeskiDramat: masz tu naprawdę ładnie, Kunikida-kun

Skomentował Atsushi po tym, jak już spokojnym krokiem przemierzali długie korytarze wyłożone czerwonym dywanem. Wzdłuż ścian co jakiś czas pojawiały się bogato zdobione doniczki z kwiatami, zwykle stojące tuż obok obrośniętych lianami kolumn. Słońce wpadające przez okno oświetlało wiszące obrazy, przedstawiające raczej losowe sceny jakichś walk czy krajobrazów lub bitw szachowych dawnych królów, gdyż Kunikida był dowódcą stawiającym na dobrą strategię. Właśnie dlatego zajmował czołową topkę gildii na serwerze, choć tuż za nim znajdowała się bractwo Dazaia, potocznie zwane Gildią Samobójców od nicku przywódcy.

Chociaż nie mniej znani byli Dramaciarze, czyli gildia Atsushiego, którego nick brzmiał CzeskiDramat. Kiedy zakładał swoje konto w grze, zupełnie nie miał pomysłu na nazwę, a więc wziął pierwsze, co na oślep wpisało mu się w wyszukiwarkę - i wyszedł dramat. Początkowo miał być to jedynie nick tymczasowy, ale ostatecznie nie zmienił go, bo ten był już zbyt rozpoznawalny w świecie gry.

:PolKing: Dziękuję.

Odpisywał z uśmiechem, który błyskawicznie spełz z jego ust, gdy tylko wyświetliła się kolejna wiadomość.

:RuskiSamobójsca: Zajumię sobie to. Nie masz nic przeciw, nie?

Doppo gwałtownie zawrócił swoją postać i dostrzegł, że drzwi do skarbca są szeroko otwarte. Czym prędzej wbiegł do środka i naciskając specjalną kombinację klawiszy, chwycił postać Dazaia za kołnierz i silnie rzucił nim o ścianę. Podniósł upuszczony naszyjnik i z powrotem zawiesił je na popiersiu randomowego gościa.

:PolKing: Sam sobie kup.

Myślał, że ustawiając skarbiec na parterze, nieukryty, z drzwiami z pozoru wyglądającymi jak każde inne, uchroni się przed włamem brata. Jednakże Osamu był zbyt genialnym złodziejem - przegrał dziesiątki gier skradankowych i ich zasady potrafił przenieść także do "Kaze".

:KingPol: Chodźmy dalej, Atsushi.

Wysłał wiadomość na chacie prywatnym do Nakajimy, jednocześnie opuszczając skarbiec. Postać Dazaia musiała mieć już wcześniej niewyleczone obrażenia, bo umarła i zrespawnował się w swojej siedzibie, a więc czekał go ponowny lot do rezydencji Doppo.
Co nie znaczyło, że ponownie wpuści go do środka.

Dalsze zwiedzanie odbyło się w przyjemnej atmosferze i mógł z przyjemnością porozmawiać z bratem o architekturze, którą zastosował w trakcie budowy. Opowiadał, jak wpadał na konkretne rozwiązania, jednocześnie obserwując chat gildijny i błyskawicznie odpowiadając na pytania się tam pojawiające, aby rozwiewać wątpliwości innych graczy. Ci już się nauczyli, aby pisać do niego w sprawach związanych z jakimś biznesem, gdyż Kunikida doskonale orientował się, w co warto zainwestować.

Po długim spamie na chacie prywatnym wpuścił do środka nawet Dazaia, aby ten mógł zobaczyć trzecie piętro rezydencji, a także jedną z głównych wież (do podziemi w żadnym wypadku nie zamierzał go brać), na której ten idiota zaraz wyskoczył przez niezabudowane okno i wspiął się na stożkowaty dach, by zaraz stanąć na czubku. W niebo wystrzelił zielony pas świadczący o synchronizacji i Kunikida westchnął głęboko, bo to znaczyło, że teraz Osamu będzie mógł go znacznie, znacznie częściej odwiedzać.

:CzeskiDramat: hej, a może przejedziemy się na tamte rozstaje?

:Ruski Samobójca: O tak, tak! 

Doppo westchnął.

:PolKing: Ale konno.

Po chwili dowiedział się, że żaden z jego braci nie posiadał konia, gdyż Dazai podróżował zawsze przy pomocy smoka, a Atsushi wykorzystywał swojego magicznego gryfa zdobytego w evencie. Udali się więc do ogromnej, zbudowanej z ciemnego, północnego drewna stajni. Boksy zdobione były złotymi zawijasami, ale w porównaniu do zamku, wydawały się ubogie, choć dalej posiadały swój urok i piękno. Atsushi szybko wyraził swoje zdanie na chacie, przy okazji zaglądając do każdego boksu po kolei, aby ostatecznie wybrać gniadosza w srebrno-czarnej zbroi. Przez swoją nieuwagę wsiadł na niego już w boksie, przez co zaraz musiał zsiąść, gdy okazało się, że strop przy wyjeździe ze stajni jest zbyt niski i jego postać nie mieści się głową.

Kunikida wziął swego nieodłącznego towarzysza, Wieszcza, pięknego siwka o białek grzywie w lśniącej, złotej zbroi. Natomiast wybór Dazaia padł na karego ogiera w błękitno-srebrnej zbroi, która choć ładnie wyglądała, statystyki miała raczej przeciętne, więc założył ją tylko po to, aby nie zapychała mu ekwipunku.

Przez miasto przejechali powolnym galopem, gdyż graczy było zwyczajnie zbyt dużo. Kiedy opuścili grube mury obronne, zdążyła zapaść już noc.

:RuskiSamobójca: jedzi my wgl w obrą stronę?

Kunikida skrzywił się na widok błędów w wiadomości Dazaia. Najwyraźniej nie potrafił pisać w trakcie jazdy konnej, co tylko potwierdził fakt, iż po chwili wjechał prosto w drzewo i musiał wypić miksturę uleczającą, aby naprawić złamaną rękę.

Kunikida odpisał mu szybko, że tak, a potem trzymając jednym palcem strzałkę w przód, wyciągnął się, aby zapalić w swoim pokoju światło. Zaczynało już zmierzchać, a siedzenie po ciemku nie było zdrowe dla jego wzroku.

Na miejsce dotarli tuż przed wschodem słońca. Wstrzymali konie, a do ich uszu doszedł skrzek ogromnego orła, który zaraz zerwał się z jedynego drzewa obok drogi i zatoczył nad nimi duże koło, łypiąc ciemnymi, błyszczącymi oczami.

I choć żaden tego nie napisał, wszyscy trzej pomyśleli o ogarniającej ich nostalgii. To ten ptak był początkiem rozejścia się ich dróg, które ostatecznie wyszło im na dobre i pomogło stać się praktycznie władcami, jednymi z najważniejszych osobistości, na całym serwerze. 

Choć na horyzoncie zaczęło pojawiać się nowe zagrożenie, dopiero powstające państwo z godłem ugryzionego jabłka, żaden z nich się tym nie przejmował. Nawet jeśli miało dojść do czegoś złego, razem na pewno sobie z tym poradzą.

A w razie co zawsze mogą przywołać swojego Cichego Wściekłego Psa.


tak się teraz zastanawiam, czy by nie spróbować kiedyś napisać czegoś dłuższego w tym stylu, w sensie kręcącego się wokół jakiejś gry... ktoś byłby chętny czytać?

środa, 25 marca 2020

"Jedna noc - jedno zadanie

wiele tygodni pracy - jeden plan

spontan?

pewnie, o ile to Ty jesteś ze mną" ~ Dazai Osamu.

Banalna Misja



Miała to być prosta misja, wręcz banalna dla nich. W końcu co nowego może się zdarzyć podczas niszczenia wrogiej, dopiero rodzącej się organizacji?

Nic.

A przynajmniej tak myślał Dazai, nim nie rozpoczęli ataku. Chuuya rzucił się między przeciwników, a Osamu spokojnie strzelał w nich z pistoletu. Po kilku minutach oczyścili w ten sposób całą polanę wokół metalowego budynku. Wiedząc, że to koniec i zostało im jedynie przeszukanie tego miejsca, rozluźnili się, zaczynając kłócić między sobą.

— Chuuya, musisz popracować nad swoją szybkością. Zostajesz w tyle — rzekł Dazai z miną znawcy, ruszając przodem.

— Że co do cholery?! Wracaj tu, Dazai, zaraz i ciebie zabiję! — wrzasnął Nakahara. Otoczyła go czerwona aura, świadcząca o użyciu Zdolności. Z okrzykiem ruszył na Dazaia, jednak coś nagle owinęło się wokół jego ramienia i pociągnęło w tył. Zaskoczony ciszą Osamu odwrócił się i szeroko otworzył oczy, widząc, jak z lasu wybiega kilkadziesiąt postaci, a dalej jest ich jeszcze więcej. Chuuya na ziemi siłował się z łańcuchem, próbując go z siebie zrzucić, ale ten tylko zaciskał się coraz mocniej i mocniej. Nakahara krzyknął z bólu i zacisnął zęby, czując, że jego ręka zostanie zaraz zmiażdżona.

— Chuuya! — krzyknął Dazai, wymierzając pistoletem w człowieka na czele. Ubrany był w czarną szatę, a na twarzy, jak wszyscy członkowie tej organizacji, miał maskę rudo-czarnego lisa. W obu dłoniach trzymał powoli falujące łańcuchy. To właśnie jeden z nich trzymał Chuuyę w miejscu.
To musi być jego Zdolność, pomyślał zaniepokojony Osamu. Ale w informacjach nie było wzmianki o kimś takim ani o większej grupie! Niedobrze, ktoś musiał nas oszukać.

Muszę go dotknąć i zneutralizować jego moc. Wtedy Chuuya będzie mógł się uwolnić i ich wybić.

— Poddaj się, albo on zginie — rzekł zamaskowany mężczyzna. Kolejny łańcuch wystrzelił w przód i owinął wokół szyi Nakahary, który zacharczał, wolną ręką próbując odsunąć metal. Nie rozumiał, dlaczego nie może użyć swojej mocy i zaatakować tego gościa. Coś tu było bardzo nie halo! 

— Dobrze — westchnął Dazai. — Oddam się w wasze ręce.

Odrzucił pistolet w bok i z rękami w górze powoli ruszył naprzód. Mijając Chuuyę zgiął mały palec do połowy. Był to sygnał. 

W końcu stanął kilka metrów przed człowiekiem w masce, który parsknął głośno i rozkazał go złapać. Dazai zagryzł wargę. Dalej był za daleko, ale celowo wykonał ten ruch, mając nadzieję, że zmyli on przeciwnika i sprawi, iż wyda się bardziej bezbronny, zestresowany i obawiający o los swego partnera. Dzięki temu może udałoby mu się go dosięgnąć.

Słyszał, że Chuuya dusi się coraz mocniej. 

Dwóch ludzi pochwyciło jego ramiona i wykręciło je w tył. Mimo to pozostali nie opuścili broni i dalej w niego celowali. Cholera.

— Ogłuszcie go — rozkazał przywódca. Dazai opuścił głowę, chcąc pokazać, że się poddaje, ale w rzeczywistości napiął się wtedy i gwałtownie szarpnął głową w tył. Uderzył przeciwnika i wolnym ramieniem przywalił drugiemu. Nietrzymany, wystrzelił w kierunku przywódcy, tylko na nim skupiając swój wzrok. Usłyszał strzały, a potem ból przeszył go w kilkunastu miejscach naraz. Zachwiał się gwałtownie i upadł pod nogi mężczyzny.

— Głupiec — skomentował ten jedynie, ale Dazai, zaciskając zęby, opuszkami palców dotknął jego kostki.

— Chuuya, teraz! — krzyknął, słysząc szczęk opadających łańcuchów. Zakaszlał ostro krwią.

Och, Nadawcy Ciemnej Hańby, nie budźcie mnie ponownie.

Dazai uśmiechnął się, słysząc tą dobrze znaną sobie formułkę. Zamknął oczy i począł wsłuchiwać w odgłosy praktycznie jednostronnej walki. Chuuya niszczył na swojej drodze wszystko, wysyłając przed siebie potężne kule grawitacji. Osamu powoli podniósł się na kolana, gdy Nakahara minął go, podążając za rozbiegającymi się ludźmi.

Ale coś było nie tak. Dazai zmrużył oczy, dokładnie obserwując krążących wokół drzew ludzi. Mimo że co chwila któryś z nich ginął, zdawało się ich nie ubywać.

Szeroko otworzył oczy, kiedy zdał sobie sprawę, że przeciwnik jest jeszcze liczniejszy. To musiała być pułapka, aby nas wykończyć!, pomyślał niespokojnie, patrząc na oddalającego się Nakaharę. Widział, jak ten już zaczyna kasłać krwią, mimo to tworząc coraz większe pociski.

Dazai zacisnął zęby, dźwigając na nogi. Czuł się słabo, ale najszybciej jak potrafił ruszył za Chuuyą. Kiedy ten wyczyścił drogę na wprost siebie, szybko wyciągnął rękę i anulował jego moc. Źrenice Nakahary gwałtownie rozszerzyły się, gdy powróciła mu świadomość, ale w następnej chwili już zemdlał prosto w ramiona Dazaia. Ten pochylił się i czym prędzej przeciągnął go do znajdującego blisko, płytkiego bajora. Wrzucił tam ciało Chuuyi i zaraz począł oddalać się. Wziął z ziemi pistolet i strzelił, gdy między drzewami mignęła mu ludzka sylwetka. Wtem usłyszał strzał i poczuł ból. Upadł. Ale był już daleko od Nakahary, więc było dobrze.

Wiedział, że przeciwnicy zaraz podejdą sprawdzić, czy go zabili. Zatrzymał więc swoje serce, mając nadzieję, że nie zabiorą jego ciała, nim nie odzyska przytomności.

Najwyraźniej miał ogromnego farta, bo gdy otworzył oczy, wokół nikogo nie było. Otaczała go jedynie cisza. Stęknął, dźwigając na kolana. Poczuł, jak krew spływa z licznych ran. Wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił do Akutagawy. Podał mu swoją lokalizację, dodając, by szukał jeziora. Potem urządzenie wypadło mu z dłoni. Nie przejął się nim i po długim czasie dotarł nad bajoro. Nieprzytomny Chuuya leżał na plecach, oddychając spokojnie. Dazai uniósł kąciki ust, wchodząc do wody i legnął na boku. Wypluł krew z ust i wyciągnął rękę, by pogładzić swego partnera po policzku. Westchnął, zamykając oczy i przysuwając bliżej Chuuyi. Chłodna woda moczyła mu ubrania i bandaże, ale nie przejmował się tym. Oparł głowę na znajdującej się nad wodą piersi Nakahary, nie chcąc utonąć, gdy straci przytomność. A był zbyt wykończony, by czekać na Akutagawę.

Nie miał pojęcia, czy jego wychowanek zdąży, nim się wykrwawi. Tyle kulek nie dostał naprawdę dawno, ale nie było niczego, czego nie zrobiłby dla Chuuyi. Bo choć tak często się kłócili, Dazaiowi cholernie na nim zależało i zamierzał go chronić tak długo, jak tylko będzie w stanie.